Ruch Rodzin Nazaretańskich - Archidiecezja Katowicka

"Życzę by Niepokalana objęła Wasze serca w posiadanie i rozporządzała nimi wedle swego upodobania, byście mogli kiedyś rozniecać tę miłość ku Niej i budzić ufność wszędzie dookoła siebie, po całym świecie"
Św. Maksymilian M.Kolbe "Pisma"

„U PROGU DNIA” - Szept szatana: żeby było, tak jak było!

„U PROGU DNIA” w Radiu Katowice – Środa – 4. 07. 2018 r., g. 6.15 – ks. Stefan Czermiński
Środa 13 Tygodnia Zwykłego (Rok B, cykl II)

SZEPT SZATANA : ŻEBY BYŁO, TAK JAK BYŁO !

Szczęść Boże – wszystkim!

W dzisiejszej Ewangelii spotykamy się z jedną z najbardziej intrygujących konfrontacji, do jakich doszło pomiędzy Jezusem, a złymi duchami. Posłuchajmy:
„Gdy Jezus przybył na drugi brzeg do kraju Gadareńczyków, wybiegli Mu naprzeciw dwaj opętani, którzy wyszli z grobów, bardzo dzicy, tak że nikt nie mógł przejść tą drogą. Zaczęli krzyczeć: ''Czego chcesz od nas, Jezusie, Synu Boży? Przyszedłeś tu przed czasem dręczyć nas?'' A opodal nich pasła się duża trzoda świń. Złe duchy prosiły Go: ''Jeżeli nas wyrzucasz, to poślij nas w tę trzodę świń''. Rzekł do nich: ''Idźcie!''. Wyszły więc i weszły w świnie. I naraz cała trzoda ruszyła pędem po urwistym zboczu do jeziora i zginęła w falach. Pasterze zaś, przyszedłszy do miasta, rozpowiedzieli wszystko... Wtedy całe miasto wyszło na spotkanie Jezusa; a gdy Go ujrzeli, prosili, żeby odszedł z ich granic.” (Mt 8,28-34)

Trzeba przyznać, że mało która scena ewangeliczna jest tak dramatyczna i posiada aż tyle wątków, które warto by było rozważyć. Wyjątkowo jednak szokuje sam koniec wydarzenia, gdy okazuje się, iż mieszkańcom mniej przeszkadza cierpienie i złośliwość dwóch opętanych, niż przybycie Kogoś tak wspaniałego jak Jezus, który przynosi możliwość wybawienia od duchowych zagrożeń i cierpień. Okazuje się, że osławione dzisiaj hasło „Żeby było, tak jak było!” znano już wtedy...

Jak dochodzi do takiego zaślepienia? Co nami powoduje? Dlaczego wybieramy czasem zupełnie nieracjonalne decyzje, które przynoszą tylko kolejne cierpienia i zagrożenia, i niczego nie uzdrawiają, ale za to pozwalają zachować stare nieczyste układy?

Dzieje się tak dlatego, ponieważ nie jesteśmy wolni. Żyjemy zniewoleni miłością własną, spuścizną grzechu pierworodnego, która zwykle popycha nas ku wygodzie i ku łatwiźnie, aby jak najszybciej zadowolić panoszące się w nas „ja”. Im bardziej wybujałe jest to nasze „ego”, tym łatwiejszy dostęp ma do nas szatan.

To dlatego aby nas ratować, Bóg stosuje czasem metodę wstrząsową, jak to widzieliśmy w dzisiejszej Ewangelii, gdy Jezus pozwolił demonom na nieco swobodniejszą akcję. Wstrząsem ma tu być nie tylko szokujące zachowanie opętanych, ale i obnażenie skrajnego egoizmu Gadareńczyków.

Czasami jednak Bóg pragnie wstrząsnąć naszymi sumieniami w zupełnie inny sposób. Posyłając do nas świętych. Właśnie dzisiaj wspominamy wielkiego apostoła młodzieży studenckiej, którego sława wciąż rośnie. To błogosławiony Pierre Giorgio Frassati, alpinista, animator życia studenckiego, który, aby skuteczniej apostołować, założył z przyjaciółmi Stowarzyszenie Ciemnych Typów, a następnie wyciągał ich w góry, na wędrówki, na wspinaczkę... W czasie takich właśnie wypraw najciekawsze były rozmowy, toczone przy ognisku, w cudownej scenerii górskich szczytów... W takich chwilach budziły się młode sumienia i rosło doświadczenie obecności Boga. Nietrudno było też zaproponować wspólną modlitwę... I wtedy dział się cud: „ciemne typy” coraz bardziej napełniały się światłem!

Po takich przeżyciach prostą konsekwencją było większe otwarcie się na bliźniego, a zwłaszcza na potrzebujących pomocy, na chorych i biednych, których Bóg stawiał na ich drodze... Bo to nie góry, i nie wspinaczka, ale pomoc biednym i cierpiącym była największą pasją Frassatiego. Od gór jednak zaczynał, bo tam jakby łatwiej słyszało się Jego głos...

Pierre Giorgio zmarł w roku 1925, na skutek choroby Heinego-Mediny, którą zaraził się od jednego z chorych. Miał wtedy zaledwie dwadzieścia cztery lata...

Wstrząsające są słowa Jego rodzonej siostry, Luciany, która opisuje ostatnie chwile brata, kiedy paraliż zaczął zwyciężać: „Tętno wyraźnie słabło, na twarzy ukazał się cień śmierci. Dwudziestoczteroletnie życie... dopełniało się wobec nas, pełnych boleści, ale jeszcze nieświadomych wszystkiego. Nie znaliśmy tego życia, nie dostrzegaliśmy płomienia, który w nim płonął. Nigdy nie interesowaliśmy się tym, jak postępuje Pier Giorgio i dlaczego. Nawet w przeddzień jego choroby, kiedy spóźnił się na obiad, nie wiedzieliśmy, iż stało się to dlatego, że oddawszy wszystkie pieniądze jakiemuś biedakowi, musiał wracać do domu pieszo. Nie zauważyliśmy wówczas również tego, że wrócił bez marynarki... ( – pewno ją komuś oddał!). Na wielkim domowym zegarze wybiła siódma... Klęcząc koło jego łóżka, z ręką oplecioną różańcem (który od niego dostałam), wciśniętą w jego dłonie, odczułam ostatni uścisk... To było pożegnanie... Mój brat nie żył.” Nikt wówczas nie wiedział, że Pierre Giorgio Frassati zaczyna dopiero swoją wielką światową misję rozświetlania ludzkich serc!

A Ty, Drogi Słuchaczu, komu jesteś bliższy? Czy Frassatiemu, który walczył o ludzkie serca? Czy też ludziom, którzy tak bardzo są zajęci sobą i mają tyle ważnych spraw na głowie, że nawet Pan Bóg boi się im w tym przeszkadzać?


© Ruch Rodzin Nazaretańskich - Archidiecezja Katowicka


DMC Firewall is a Joomla Security extension!